Już latem, a najpóźniej jesienią w naszych salonach pojawi się chińska marka Brilliance. Na razie chińskie auta wywołują uśmiech na twarzach.
O ile z perspektywy kilku metrów samochody nie prezentują się najgorzej, o tyle bliższy z nimi kontakt utwierdza nas w przekonaniu, że druga fala azjatyckiej motoryzacji znajduje się w połowie XX wieku. Nie powinno to jednak usypiać czujności dzisiejszych potentatów.
Kilkanaście lat temu na salonie samochodowym w Genewie, Paryżu, Frankfurcie czy Detroit można było zaobserwować taką oto scenkę: po oficjalnej prezentacji każdego nowego samochodu podchodziła do niego grupa Japończyków wyposażona w aparaty fotograficzne i dyktafony. Niektórzy mieli w rękach grube notatniki i calówki.
Obiektem ich zainteresowania był każdy, dosłownie każdy detal nowego auta (mierzyli nawet wielkość znaczka firmowego na masce silnika). O podejściu do samochodu lub zrobieniu zdjęcia można było tylko pomarzyć. Kiedy wydawało się, że Japończycy skończyli swoją pracę i będzie można podejść do auta, pojawiała się kolejna grupa (wszyscy śmiali się, że pierwsi byli wysłannikami Toyoty, drudzy Hondy, a w kolejce czekali już pracownicy Nissana) i wszystko zaczynało się od początku.
Jakie są efekty tego zmasowanego ataku widzimy na naszych drogach i w... statystykach: Toyota już jest, albo niedługo będzie największym producentem
samochodów na świecie. Czy w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia wydawało się to realne? Wystarczyło 20 lat, aby zmienił się lider światowej motoryzacji.
W kilka lat później japoński pomysł na motoryzację powtórzyli Koreańczycy. Oni byli jednak mniej efektywni, o czym mogliśmy przekonać się na własnej skórze, dzięki obecności w Polsce Daewoo.
Dzisiaj japońską drogą podążają Chińczycy i Hindusi. Chińskie auta wywołują uśmiech na twarzach zwiedzających międzynarodowe salony samochodowe. O ile z perspektywy kilku metrów samochody nie prezentują się najgorzej, o tyle bliższy kontakt z nimi utwierdza nas w przekonaniu, że druga fala azjatyckiej motoryzacji znajduje się w połowie XX wieku. Nie powinno to jednak usypiać czujności dzisiejszych potentatów. Kiedy pierwsze japońskie samochody dotarły do Europy najłagodniejszym określeniem było: "samochody jednorazowego użytku". Ciekawe co dzisiaj mają do powiedzenia autorzy tamtych słów.
Czy mistrzowie podróbek, czyli Chińczycy czy konstruktorzy z hinduskiego koncernu Tata podbiją motoryzacyjny świat? A może najpierw zaspokoją potrzeby własnego rynku, a dopiero potem ruszą na podbój Europy i USA. Budując najtańsze auto świata Ratan Tata nie myśli o
amerykańskim kliencie. Wydaje się, że zarówno Chińczycy, jak i Hindusi, potraktują własny rynek jako poligon doświadczalny. Kiedy ruszą w świat? Za 10 lat, za 20, a może później. Robią to samo co Japończycy, tylko szybciej.
Sukces samochodów z Chin i Indii zależy w dużej mierze od profesjonalnego przygotowania sprzedaży i obsługi posprzedażnej. Ważna jest ilość punktów dilerskich oferujących auta, serwisów, które będą je naprawiać, dostępność części zamiennych i gwarancja. Nawet przy niskiej cenie samochodów pozostaje pytanie o wizerunek marki, na który pracuje się latami. Przykładem mogą być marki koreańskie, które na naszym rynku zdobywają zaufanie klientów od mniej więcej 10 lat i dopiero teraz zbierają tego pozytywne owoce w postaci rosnącej sprzedaży. Pojazdy z Chin i Indii nie są u nas zupełnie nieznane, a do kupowania kota w worku - w przy-
padku samochodów - jesteśmy dzisiaj mniej skłonni niż jeszcze kilkanaście lat temu. A co do samej ceny aut - nie wiadomo, czy po homologacji, opodatkowaniu i z marżą będzie ona tak atrakcyjna, jak wynika to z wstępnych szacunków.
Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?