Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Honda e Advance - modny gadżet, czy idealne auto miejskie? Test, wrażenia z jazdy

Jakub Mielniczak
„To nie jest prototyp”. Takim hasłem wita się podstrona poświęcona Hondzie e na witrynie internetowej japońskiego producenta. To auto, które od momentu debiutu budzi skrajne emocje. Przekonałem się o tym w czasie kilkudniowego testu w pięknej, zimowej aurze. Postaram się odpowiedzieć na pytanie, czy to pełnoprawny miejski samochód, czy może modny gadżet o niewielkiej wartości użytkowej?Fot. Jakub Mielniczak
„To nie jest prototyp”. Takim hasłem wita się podstrona poświęcona Hondzie e na witrynie internetowej japońskiego producenta. To auto, które od momentu debiutu budzi skrajne emocje. Przekonałem się o tym w czasie kilkudniowego testu w pięknej, zimowej aurze. Postaram się odpowiedzieć na pytanie, czy to pełnoprawny miejski samochód, czy może modny gadżet o niewielkiej wartości użytkowej?Fot. Jakub Mielniczak
„To nie jest prototyp”. Takim hasłem wita się podstrona poświęcona Hondzie e na witrynie internetowej japońskiego producenta. To auto, które od momentu debiutu budzi skrajne emocje. Przekonałem się o tym w czasie kilkudniowego testu w pięknej, zimowej aurze. Postaram się odpowiedzieć na pytanie, czy to pełnoprawny miejski samochód, czy może modny gadżet o niewielkiej wartości użytkowej?

Honda e spodobała mi się już w momencie, gdy w 2017 roku zobaczyłem ją na pierwszych zdjęciach prasowych. Bardzo lubię i szanuję sytuacje, w których producenci samochodowi w swoich nowych produktach odnoszą się do przeszłości i dziedzictwa marki. Elektryczna Honda e jest tu jednym wielkim odniesieniem. Producent twierdzi, że inspirował się pierwszą generacją Civika z 1972 r, ale w sylwetce auta można znaleźć też nawiązania do modelu N360. 

Auto po raz pierwszy zostało pokazane na salonie samochodowym we Frankfurcie jako Honda Urban EV. Pozytywne reakcje płynące z rynku sprawiły, że dwa lata później pokazano wersję produkcyjną, którą teraz można kupić w każdym salonie Hondy.

Honda e. Pierwsze wrażenia

„To nie jest prototyp”. Takim hasłem wita się podstrona poświęcona Hondzie e na witrynie internetowej japońskiego producenta. To auto, które od momentu
„To nie jest prototyp”. Takim hasłem wita się podstrona poświęcona Hondzie e na witrynie internetowej japońskiego producenta. To auto, które od momentu debiutu budzi skrajne emocje. Przekonałem się o tym w czasie kilkudniowego testu w pięknej, zimowej aurze. Postaram się odpowiedzieć na pytanie, czy to pełnoprawny miejski samochód, czy może modny gadżet o niewielkiej wartości użytkowej?
Fot. Jakub Mielniczak

Z całą pewnością Honda jest producentem, który lubi czasem czymś zaskoczyć. Tak było np. z Civikiem „Ufo”, czy ostatnim X generacji. Ale czegoś takiego jak model e jeszcze nie było. Natychmiast po wyjechaniu z parkingu importera, przekonałem się, jakie mała Honda wzbudza zainteresowanie na ulicy. Tyle kciuków skierowanych w górę i uniesionych smartfonów nie widziałem nawet, gdy niedawno testowałem 10 razy droższego Bentleya. Szczytem wszystkiego była sytuacja, gdy podczas sesji zdjęciowej przez kilka ulic gonił mnie kierowca nowego GR Yarisa, który koniecznie chciał obejrzeć „moją” Hondę.

W czasie testu pokazałem Hondę e kilkorgu z moich znajomych. Niektórzy mówili, że wygląda dziwnie, inni byli nią zachwyceni. Ci pierwsi szybko zmieniali zdanie po przejażdżce, ale o tym za chwilę. Czarne pasy łączące przednie i tylne lampy sprawiają, że auto wygląda podobnie z przodu i z tyłu. Chowające się klamki przywodzą na myśl te, znane chociażby z Lexusa LC. Lusterka zewnętrzne zastąpiono kamerami, a dość grube opony 205/45/17 sprawiają że e wygląda zadziornie i nie tak kuriozalnie jak np. BMW i3, które ma prezencję auta postawionego na czterech dojazdówkach. Smaczki stylistyczne nadwozia na tym się nie kończą.

„To nie jest prototyp”. Takim hasłem wita się podstrona poświęcona Hondzie e na witrynie internetowej japońskiego producenta. To auto, które od momentu
„To nie jest prototyp”. Takim hasłem wita się podstrona poświęcona Hondzie e na witrynie internetowej japońskiego producenta. To auto, które od momentu debiutu budzi skrajne emocje. Przekonałem się o tym w czasie kilkudniowego testu w pięknej, zimowej aurze. Postaram się odpowiedzieć na pytanie, czy to pełnoprawny miejski samochód, czy może modny gadżet o niewielkiej wartości użytkowej?
Fot. Jakub Mielniczak

Wrażenie robią szyby pozbawione ramek drzwiowych i zręcznie schowane w słupkach C tylne klamki. Po otwarciu drzwi pierwszym, co się rzuca w oczy jest w pełni elektroniczny kokpit składający się z pięciu wyświetlaczy. Dwa z nich odpowiadają za pokazywanie obrazu z lusterek, jeden jest „zestawem wskaźników”, a kolejne dwa pełnią rolę systemu multimedialnego. Lusterko wewnętrzne może pokazywać obraz klasyczny, może też przekazywać to, co widzi kamera umieszczona na tylnej klapie. Niestety, ona dość szybko się brudzi, więc ten „bajer” w czasie zimowej pogody okazał się mało użyteczny.

Honda e nie ma bardzo przestronnego wnętrza. Z przodu jest nieźle, bo nawet dwie wysokie osoby mają dużo miejsca na nogi i wystarczająco dużo na szerokość. Z tyłu wygodnie będzie dzieciom. Dorośli się zmieszczą, ale będą musieli trochę podkurczyć nogi. Bardzo dobre wrażenie robią materiały i jakość wykończenia - materiałowa tapicerka, listwy z matowego drewna, skórzany rzemyk do wysuwania uchwytu na kubek - to wszystko jest zrobione ze smakiem. Ergonomia obsługi jest bez zarzutu. Począwszy od wygodnej pozycji za kierownicą, przez logiczne menu multimediów, na klasycznym, czytelnym panelu klimatyzacji kończąc. 171-litrowy bagażnik pomieści zakupy lub walizkę kabinową. Wyposażenie jest w zasadzie kompletne - oprócz dostępu bezkluczykowego, pełnego oświetlenia LED, podgrzewanych foteli i kierownicy, mamy też pakiet asystentów jazdy i szklane okno dachowe (nieotwierane).

Honda e. Jak jeździ?

„To nie jest prototyp”. Takim hasłem wita się podstrona poświęcona Hondzie e na witrynie internetowej japońskiego producenta. To auto, które od momentu
„To nie jest prototyp”. Takim hasłem wita się podstrona poświęcona Hondzie e na witrynie internetowej japońskiego producenta. To auto, które od momentu debiutu budzi skrajne emocje. Przekonałem się o tym w czasie kilkudniowego testu w pięknej, zimowej aurze. Postaram się odpowiedzieć na pytanie, czy to pełnoprawny miejski samochód, czy może modny gadżet o niewielkiej wartości użytkowej?
Fot. Jakub Mielniczak

Powiem wprost - doskonale. 154-konny silnik umieszczono przy tylnej osi. Pod maską mamy wyłącznie jego osprzęt. 315 Nm dostępne w każdym momencie sprawia, że zarówno start spod świateł (8,3 s 0-100 km/h), jak i włączanie się do ruchu w każdych warunkach są czystą przyjemnością. Jak to w elektryku, zachwyca natychmiastowa reakcja na gaz. Mała Honda sprawia wrażenie szybszej niż wskazują na to dane i prowokuje do tego, by mocniej wciskać pedał gazu. Przyspiesza jednostajnie do prędkości maksymalnej wynoszącej 145 km/h nigdy nie dostając zadyszki.

Zachwyca balans auta (50:50) i dobre zestrojenie układu jezdnego. Zawieszenie z jednej strony dobrze trzyma dość ciężką (1500 kg) Hondę w zakrętach, z drugiej zaś zapewnia komfort nawet na większych nierównościach. Mimo tylnego napędu, nie skorzystasz z jego zalet na ośnieżonym parkingu - kontrola trakcji włącza się bardzo wcześnie nie pozwalając nawet na krztę zabawy. Zachwycający jest niewielki promień skrętu wynoszący 4,3 m. Nie pamiętam, kiedy ostatnio jeździłem tak zwrotnym samochodem. Do braku lusterek przyzwyczaiłem się w 5 minut, podobnie jak do jazdy z użyciem wyłącznie pedału gazu. Doskonale działający system one-pedal-driving stawia pod znakiem zapytania sens istnienia hamulca w samochodzie. Tutaj używałem go wyłącznie w sytuacjach awaryjnych.

Honda e. Jak z nią żyć?

„To nie jest prototyp”. Takim hasłem wita się podstrona poświęcona Hondzie e na witrynie internetowej japońskiego producenta. To auto, które od momentu
„To nie jest prototyp”. Takim hasłem wita się podstrona poświęcona Hondzie e na witrynie internetowej japońskiego producenta. To auto, które od momentu debiutu budzi skrajne emocje. Przekonałem się o tym w czasie kilkudniowego testu w pięknej, zimowej aurze. Postaram się odpowiedzieć na pytanie, czy to pełnoprawny miejski samochód, czy może modny gadżet o niewielkiej wartości użytkowej?
Fot. Jakub Mielniczak

W sieci znajdziemy teksty, w których moi koledzy „po fachu” wytykają Hondzie e jej dwie główne wady: mały zasięg i wysoką cenę zakupu. Zacznijmy od pierwszej sprawy. Akumulator umieszczony pod podłogą ma 35,5 kWh pojemności. Według danych fabrycznych, powinien wystarczyć na przejechanie ok. 220 km. Mój test nie jest miarodajny - temperatura wahała się między -5 a -13 stopni poniżej zera i w takich warunkach, po pełnym naładowaniu licznik pokazywał ok. 90 km zasięgu.

Oczywiście, można krzyczeć, że to skandal. Oczywiście można Hondę za to wyśmiewać twierdząc, że inni są lepsi. Zanim to się jednak zrobi, trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, dla kogo to jest samochód? Czy dla kogoś, kto ma zamiar dojeżdżać nim 100 km w jedną stronę do pracy? Nie. Czy dla kogoś, kto będzie go wykorzystywał do zarabiania na przewozie osób? Nie. Honda nie kryje się z tym, że to auto typowo MIEJSKIE, co oznacza, że jedziemy nim do sklepu, po dzieci do szkoły, ewentualnie na obiad do centrum miasta. Korzystamy przy tym z dobrodziejstw darmowego parkowania i możliwości legalnej jazdy buspasami (w Warszawie).

Mając do pracy 11 km w jedną stronę i przez większość drogi poprowadzony buspas, mój czas dojazdu do firmy był porównywalny z tym osiąganym na skuterze, którego używam latem. W pracy podłączałem auto do gniazdka i wieczorem ruszałem do domu z baterią naładowaną w 100%. Moje dzienne miejskie przebiegi nigdy nie są większe niż 50 km, mam gdzie auto ładować, więc dla mnie zasięg oferowany przez Hondę e nie byłby jej wielką wadą. A cena?

Porównajmy e-Hondę do popularnych smartfonów spod znaku nadgryzionego owocu. Użytkownicy tańszych telefonów konkurencyjnych firm głośno krzyczą, że płacenie 5,6 czy 7 tysięcy złotych za smartfona to rozbój w biały dzień. Dzieje się tak, ponieważ większości z nich po prostu na niego nie stać. Inni zaś po prostu idą, kupują i są z jabłek zadowoleni. Podobnie jest z Hondą. Ona nie ma być jedynym autem w domu. Nie musi pomieścić rodziny, walizek i psa. Dla osoby, która ją kupi nie ma większego znaczenia czy kosztuje 130 czy 160 tysięcy złotych. Tej osobie Honda e się podoba i z tego powodu po prostu chce ją mieć. Każdy kto kupi to auto, będąc świadomym jego cech - jestem o tym absolutnie przekonany - będzie z niego zadowolony.

Honda e. Ceny

„To nie jest prototyp”. Takim hasłem wita się podstrona poświęcona Hondzie e na witrynie internetowej japońskiego producenta. To auto, które od momentu
„To nie jest prototyp”. Takim hasłem wita się podstrona poświęcona Hondzie e na witrynie internetowej japońskiego producenta. To auto, które od momentu debiutu budzi skrajne emocje. Przekonałem się o tym w czasie kilkudniowego testu w pięknej, zimowej aurze. Postaram się odpowiedzieć na pytanie, czy to pełnoprawny miejski samochód, czy może modny gadżet o niewielkiej wartości użytkowej?
Fot. Jakub Mielniczak

Cennik Hondy e jest wyjątkowo prosty. Testowana wersja, oznaczona e Advance kosztuje co najmniej 165 900 zł. Po dołożeniu pakietu z drewnianymi listwami i dodatkowym oświetleniem przekracza granicę 170 tys. zł. Można kupić odmianę tańszą ze słabszym, 136-konnym motorem za 152 900 zł. Głównym i w zasadzie jedynym rywalem jest w tej chwili elektryczne Mini. Kosztuje ono co najmniej 139 900 zł, przy czym cena po jego doposażeniu przekracza to, co trzeba zapłacić za japońskie auto. Mini Electric jest też niedostępne w wersji pięciodrzwiowej.

Honda e. Podsumowanie

Generalnie rzecz biorąc, technologia aut elektrycznych. która obecnie jest, sromotnie przegrywa ze srogą zimą, jaką mamy w tym roku. Wszystkie elektryki, w tym oczywiście Honda e, cierpią na tym, że w zimowych warunkach ich zasięgi są ułamkiem tego, co w danych technicznych obiecuje producent. Można próbować wyłączać ogrzewanie, radio, czy stosować skrajny eco-driving, ale w mojej opinii nie o to w tym wszystkim chodzi. Z drugiej strony, jeżeli ktoś nie pokonuje dziennie więcej niż to, na co pozwala elektryczna Honda, nie opuszczając przy tym granic miasta, będzie z niej zadowolony. E jest stylowa, świetnie wykonana, doskonale jeździ, ma bardzo bogate wyposażenie. Po kilku dniach z tym autem stwierdzam, że jest to jeden z najlepszych samochodów miejskich, jaki można kupić. I o jego miejskości pamiętajmy, zanim wytoczymy przeciw niemu kolejne dziennikarskie działo.

ZALETY:

  • bardzo dobre osiągi;
  • rewelacyjna zwrotność;
  • dopracowany układ jezdny;
  • bogate wyposażenie.

WADY:

  • ograniczona ilość miejsca na tylnej kanapie.

Podstawowe dane techniczne Hondy e i jej bezpośrednich konkurentów:



Honda e Advance
Mini Electric
Renault Zoe
Moc (KM)
154
184
110
Maks. moment obrotowy
315
270
225
Skrzynia biegów i napęd
Bezstopniowa, napęd na tylną oś
Bezstopniowa, napęd na przednią oś
Bezstopniowa, napęd na przednią oś
Pojemność akumulatora (kWh)
35,5
28,9
52
Liczba miejsc
4
4
5
Rozstaw osi (mm)
2538
2495
2588
Długość/szerokość/wysokość (mm)
3894\1752\1512
3845\1727\1432
4085\1787\1562
Typ nadwozia/liczba drzwi
hatchback/5
hatchback/3
hatchback/5
Pojemność bagażńika
171
211
338
Prędkość maksymalna (km/h)
145
150
135
Przyspieszenie 0-100 km/h (s)
8,3
7,3
11,4
Średnie zużycie energii (kWh/100 km)
17,2-17,8
18-15,5
17,2
Emisja CO2 (g/km)
0
0
0
Masa własna (kg)
1527-1543
1365
988
Euro NCAP
4 gwiazdki
bd
5 gwiazdek
Cena
od 165 900 zł
od 139 900 zł
od 137 400 zł (Life)

Zobacz także: Toyota Camry w nowej odsłonie

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Droga księżycowa w Gdyni, czyli Marszewska Góra

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty